Nauka języków – Moja historia

Autor Klaudia
Nauka języków, jak uczyć się języków

Dawno, dawno temu – gdy nie było jeszcze Internetu, a po Ziemi chodziły dinozaury… no dobrze, nie przesadzajmy. To był początek lat 90-tych – i chociaż dinozaurów już nie było, to czasy były straszne – nie mieliśmy komputerów ani telefonów komórkowych, a w szkołach nie uczyli nas języka angielskiego.

Na szczęście był to okres przełomu: na dobre pożegnaliśmy się z komuną, wprowadziliśmy demokratyczne rządy (Wałęsa wolą obywateli zmienił zawód z elektryka na prezydenta) i otworzyły się nasze granice na Zachód.

W szkołach nadal nie było angielskiego, ale zorganizowano dla nas dodatkowe płatne zajęcia. I to był właśnie mój pierwszy kontakt z językiem obcym. Miałam wtedy około dziesięciu lat.

Pamiętam swoją pierwszą lekcję: byłam zafascynowana tym, że w języku angielskim słowa brzmią inaczej, pisze się je inaczej i byłam niesamowicie dumna z tego, że poznałam te parę słów. Uczenie się języka obcego było dla mnie jak odkrywanie nowego świata. Bez cienia wątpliwości sprawiało mi ogromną radość.

W mojej szkole wprowadzono język angielski jako obowiązkowy, gdy byłam w piątej klasie. Znów miałam szczęście – byłam pierwszym rocznikiem, który zaczął uczyć się angielskiego. Starsze dzieci musiały uczyć się rosyjskiego. Mnie to ominęło, z czego bardzo się cieszyłam.

Kolejna wielka radość i mocne zaskoczenie nastąpiły wówczas, gdy zobaczyłam nasze pierwsze książki do angielskiego (z wydawnictwa Longman). Ogólnie, wszystkie podręczniki szkolne, z jakich wtedy korzystaliśmy, były czarno-białe i posiadały niezwykle ubogą szatę graficzną. Niewiele w nich było obrazków, zdjęć, wykresów. (Tak na marginesie, ja tak właśnie zapamiętałam tamte czasy: jako szaro-bure i nieciekawe). A tu nagle przyjeżdżają do nas kolorowe, cudownie wydane, ozdobione pięknymi obrazkami podręczniki do angielskiego. Doskonale je pamiętam, a niektóre dialogi do tej pory znam na pamięć.

Nauka języków Discoveries
Podręcznik Discoveries – znalazłam go na strychu, zachował się w dość dobrym stanie

Bardzo podobało mi się, że w podręcznikach z serii Discoveries śledziliśmy codzienne życie bliźniaków o imionach Kate i Andy, mieszkających w Dover, w Wielkiej Brytanii. Wiele lat później, przejeżdżałam przez to miasto, wracając z Anglii do Polski. Miałam okazję zobaczyć białe klify, o których była mowa w jednej z czytanek. Będąc w Dover przypomniały mi się te książki oraz początki mojej przygody z angielskim.

Jak wspomniałam wcześniej, nauka angielskiego była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Chciałam uczyć się więcej, ale nie miałam z czego. Niestety, w tamtych czasach nie było wielu materiałów. Na ratunek przyszła mi telewizja, a ściślej mówiąc telewizyjny kurs angielskiego dla dzieci Muzzy in Gondoland oraz Muzzy Comes Back.  

Muzzy Comes Back - Nauka języków
Książka do nauki angielskiego dla dzieci Muzzy Comes Back.

Były to bardzo fajne bajki, których głównym bohaterem był zielony potwór Muzzy. Przybył on z kosmosu do królestwa Gondoland, zamieszkałego przez parę monarchów i ich córkę Sylwię. W bajce występuje również ogrodnik Bob oraz zły naukowiec Corvax – obydwoje zakochują się w księżniczce Sylwii. Można powiedzieć, że akcja była wciągająca, a dodatkowo w każdym odcinku były scenki podsumowujące dane zagadnienie (np. godziny lub przyimki). Do tego kursu wydane zostały również książki.

Jeśli chodzi o naukę języka obcego, szczęście mnie nie opuszczało. W mojej miejscowości – i to niedaleko mojego domu – mieszkał chłopak, który studiował filologię angielską i udzielał dzieciom korepetycji. Chodziłam do niego na lekcje prywatne przez dwa lata i bardzo mi się podobało. Miałam też fajną nauczycielkę w szkole średniej.

W latach 90-tych uczyliśmy się języków w sposób tradycyjny. Według mnie mieliśmy świetne podręczniki (w liceum korzystaliśmy z Headway’a), które uatrakcyjniały naukę. Poznałam bardzo dobrze gramatykę, miałam szeroki zasób słów, ale brakowało mi rozmawiania po angielsku. Jedyny kontakt z językiem miałam na lekcji w szkole, gdzie nauczycielka i tak przez większość czasu mówiła do nas po polsku. Niestety nie miałam możliwości słuchania angielskich audycji czy też oglądania angielskiej telewizji. Nie miałam żadnego kontaktu z językiem żywym.

Mimo wszystko i tak uważam, że miałam szczęście, ponieważ trafiłam na dobrych nauczycieli, którzy bardzo się starali i – jak na tamte czasy – uczyli mnie najlepiej jak potrafili. Ze szkoły wyniosłam ogromną wiedzę oraz chęć dalszego rozwijania się w tej dziedzinie. Z dzisiejszej perspektywy jako całkiem dorosła osoba (zgadnijcie, ile mam lat!), jestem z tamtej siebie niezwykle dumna.

Krach! I tu następuje koniec dobrej passy. Moja pierwsza życiowa porażka: nie dostałam się na wymarzoną anglistykę. Posiadana wiedza nie zapewniła mi miejsca na uniwersytecie. Tyle nauki na nic… Rozpacz, rozpacz i jeszcze raz rozpacz. Było źle, a nawet bardzo źle, zupełnie nie wiedziałam, co robić. Jednak, jak już dobrze wiecie, w kwestii języków obcych w jakimś sensie szczęście zawsze mi sprzyjało. Postanowiłam zdawać na italianistykę. Dostałam się i w taki oto sposób rozpoczęła się nowa przygoda w moim życiu, tym razem z językiem włoskim.

Język włoski bardzo mi się podobał. Zachwycał mnie swą melodyjnością i pięknym brzmieniem słów. Uczyłam się go od zera w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Gliwicach (ta placówka już nie istnieje, została przyłączona do Politechniki Śląskiej). Była to miła odskocznia od angielskiego. Nauce włoskiego poświęciłam bite pięć lat studiów. Najwięcej nauczyłam się na pierwszym roku, ponieważ wtedy mieliśmy bardzo dużo zajęć praktycznych. Miałam także okazję wyjechać na stypendium do Bari, miasta położonego na południu Włoch i studiować na tamtejszym uniwersytecie przez jeden semestr.

Po ukończeniu studiów nie przestałam uczyć się języków. Nadal rozwijałam swoją znajomość angielskiego i włoskiego, tyle że na własną rękę. W międzyczasie, z początkiem nowego tysiąclecia, pojawił się u nas Internet i dostęp do wiedzy stał się nieporównywalnie łatwiejszy. Do polskich księgarń zaczęły napływać książki do nauki angielskiego renomowanych brytyjskich wydawnictw. Czasy się zmieniły…

Przez większość swojej kariery zawodowej pracowałam jako lektorka języka włoskiego i angielskiego. Nic dziwnego – języki obce to moja życiowa pasja. Kiedyś sama lubiłam się uczyć, teraz realizuję się ucząc innych. Robię to, co kocham.

Chociaż uczyłam się języków przez wiele lat (myślę, że teraz ze względu na dostęp do materiałów, aplikacji oraz różnych metod, można ten proces mocno przyśpieszyć), to mam poczucie, że dobrze wykorzystałam ten czas. Wypracowałam sobie swoje własne sposoby nauki i rozwinęłam w sobie coś niezwykle ważnego, a mianowicie intuicję językową. Jak się uczyłam? I czym w ogóle jest intuicja językowa? O tym w kolejnych artykułach.

Pozdrawiam 😉

Jeśli ten wpis Ci się spodobał, zostaw mi proszę polubienie na FB.

Będzie mi bardzo miło. Dzięki!

Facebook Klaudia uczy

Przeczytaj również:

Time is money – Przydatne wyrażenia ze słowem ‘time’

Present Perfect w przykładach

5 prostych angielskich słówek o mało znanych znaczeniach


Uczysz się języka włoskiego już od jakiegoś czasu i masz problem z przyimkami? Studiujesz italianistykę i chcesz poprawnie używać przyimków? Może zainteresuje Cię mój ebook “Włoskie przyimki bez tajemnic”

UWAGA! PREZENT DLA CZYTELNIKÓW BLOGA – zniżka 30% na wszystkie ebooki w moim sklepie na hasło: blog30

SPRAWDŹ EBOOKA

Related Articles

Napisz komentarz